Home
Archive for
2018
Nazwę zapodał Pierworodny. Zostaje.
Wodę zrobiliśmy z piasku kinetycznego. Trawę z inteligentnej plasteliny. Co by się nie mieszało w trakcie zabawy- wodę i trawę przedzieliliśmy cegłami firmy teifoc. Drzewka z hali targowej w Gdyni (mają mnóstwo stoisk ze sztucznymi kwiatami! Kupiłabym wszystkie! Tyle możliwości! ;) )
Wow!
Dawno nie byliśmy w miejscu, które tak bardzo skradło Nam serce.
Leśny Ogród Botaniczny w Marszewie do takich należy. Trochę niepozorne, bo przyjeżdżasz i jest las i jakieś wiaty. Ale kiedy wkroczysz już głębiej pojawiają się niesamowite leśne ścieżki, na których czeka mnóstwo niespodzianek. Niby pozornie las, krzaczki, listki, ale trasy są dobrane tak by cieszyć oko starsze i oko młodsze. Dużo edukacyjnych ciekawostek o lesie, o zwierzętach. My odetchnęliśmy tutaj głęboko i będziemy wracać, oby jak najczęściej. Takich miejsc brakuje i do takich chce się wracać. Gdzie natura i człowiek są bardzo spójni.
Znajdziecie tam również sztukę z drewna, jakieś totemy, pomniki, wszystko się gdzieś chowa pomiędzy drzewami, ścieżkami leśnymi. Jest również plac zabaw i miejsce na ognisko, na piknik i na totalny odpoczynek.
W programie Ogrodowych Niedziel zalicza się wykład (harmonogram dostępny tu: ogrodowe niedziele-harmonogram), warsztaty, gry terenowe, spacer i ognisko.
Kto z Gdyni niechaj koniecznie odwiedzi to miejsce, a kto turystą i planuje spędzić weekend albo wakacje w Gdyni, nie zapomnijcie o Marszewie!
Pierworodny ma fazę (dalej) na dinozaury, więc brniemy w tym temacie jak dzikie diplodoki.
Stworzyliśmy wulkan z masy solnej, tylko zamiast zwykłej mąki wpadła mi w ręce mąka kukurydziana, która nie smakuje mi za nic w świecie i musiałam ją w jakiś sprytny sposób zutylizować. Pomysł wulkanu był opcją idealną, dlatego nie żałowałam jej tworząc masę solną.
Do środka wulkanu włożyłam szklankę, co by można było doń wsypać sodę oczyszczoną a potem soczyście polać octem. Dla lepszego efektu dodałam barwnik spożywczy (czerwony).
W tym roku znowu kolorujemy śnieg, tym razem barwnikami spożywczymi i pipetką, co by zabawa dłużej trwała ;)
Młody obczaja, że jak zmiesza wszystkie kolory to wychodzi czarny. Uf, aspekt edukacyjny mamy zaliczony ;)
Potrzebne są:
- pipetki (dostępne w aptece)
- barwniki spożywcze
- woda
- szklanki
- śnieg!
Razu pewnego, czekałam sobie na autobus gdyński i z nudów lustrowałam z otwartym jęzorem ladę sklepu papierniczo-zabawkowego. Dojrzałam tam karton z mini cegłami, zaprawą... zamurowało mnie!
Obiecałam sobie, że jak kiedyś będę miała dzieci (matko, jak ten czas leci!) to kupię i będę (eee, będziemy) budować!
Długo nie musiałam czekać. Na dzieci. Na cegły trochę czekałam. Pierworodny okazał się na tyle kumaty, że mooożna w końcu było zestaw zakupić.
Zaprawa jest o tyle fajna, że kiedy wyschnie razem z cegłami można zanurzyć budowlę w wodzie, ona rozpadnie się, cegły wyschną i można zrobić nową zaprawę i budować dalej. Zaprawę trzeba regularnie uzupełniać i kupować ;)
Pierworodny ma cztery lata (prawie) więc zainteresowanie smarowaniem cegłami z początku miał ogromne, jednak z czasem ten zapał znikał i zabawa skończyła się na wywożeniu wywrotką asortymentu ceglanego na plac budowy. Też dobry patent, bo cegły naprawdę wyglądają jak prawdziwe tylko w wersji mini.
Spróbowałam też wykorzystać cegły na warsztatach dla dzieci w miejskim domu kultury. Chodziło mi głównie o to, jak poradzą sobie dzieci w wieku 7+. Bo dla takiego wieku przewidziane są klocki. Dzieci były zafascynowane. Budowały sprawnie, dokładnie i z uśmiechem. Na drugi dzień pokazały mi zdjęcia swoich kolejnych konstrukcji, które udało im się wieczorem zrobić. Więc cegły mają potencjał. My z Mężulem bawiliśmy się przednio ;)
U Nas dzień przedwalentynkowy. Więc i zabawy sercowe. Wymyśliłam coś dla małego i dużego. Proste, bardzo proste, bo proste to dobre i tyle.
1. Walentynkowe pudło sensoryczne
Ryś i serduszka kupione w Tigerze. Młodziak podchwycił od razu i wyjmował paluszkami serduszka. Skubany, udało Mu się!
2. Walentynkowa mini gra
Klamerka. Ryż. Serduszka. Zadanie polega na tym, że przez minutę wyjmujemy klamerką serduszka. Kto uzbiera najwięcej, wygrywa. W jednej komorze ja wrzucałam serduszka, do drugiej Pierworodny. Wygrałam.
3. Wbijanie serduszkowych wykałaczek w piasek kinetyczny
Bardziej zabawa dla Młodziaków. Mieli frajdę z wbijania. Ale wiadomo, chłopów dwóch kobita jedna, cała zabawa ryżowo piaskowa została zamieniona w jedno wielkie wysypisko śmieci, przyjechała śmieciarka serduszkowa jak to mawia mój Pierworodny, wywiozła piasek, wywiozła ryż i zabawy... ni ma.
1. Walentynkowe pudło sensoryczne
Ryś i serduszka kupione w Tigerze. Młodziak podchwycił od razu i wyjmował paluszkami serduszka. Skubany, udało Mu się!
2. Walentynkowa mini gra
Klamerka. Ryż. Serduszka. Zadanie polega na tym, że przez minutę wyjmujemy klamerką serduszka. Kto uzbiera najwięcej, wygrywa. W jednej komorze ja wrzucałam serduszka, do drugiej Pierworodny. Wygrałam.
3. Wbijanie serduszkowych wykałaczek w piasek kinetyczny
Bardziej zabawa dla Młodziaków. Mieli frajdę z wbijania. Ale wiadomo, chłopów dwóch kobita jedna, cała zabawa ryżowo piaskowa została zamieniona w jedno wielkie wysypisko śmieci, przyjechała śmieciarka serduszkowa jak to mawia mój Pierworodny, wywiozła piasek, wywiozła ryż i zabawy... ni ma.
Uwaga: wszystkie zabawy pod czujnym okiem rodzica/opiekuna
To są proste zabawy, do których nie potrzeba skomplikowanych i drogich zabawek li jedynie przyborów kuchennych, prostych zabawek i czegoś zjadliwego. Dlatego bardzo często zabawy ratują mi życie podczas przygotowywania posiłków, bo w trakcie gotowania zawsze znajdzie się pomysł na zabawę dla dwulatka ;)
1. Dziurki, dziurki, dziurki
Prosta zabawa. Prawie Dwulatki i Dwulatki uwielbiają wkładać, wyjmować, wkładać wyjmować. U nas na topie. Tu akurat posłużyły mi za atrakcję drewniane klocki. To był bardzo ciekawy zestaw, bo zawierał nie tylko proste klocki, ale także klocki z dziurkami, żłobieniami. Dzięki temu można było tworzyć bardziej skomplikowane konstrukcje drewniane. Zabijcie mnie, ale nie pamiętam marki tych klocków.
2. Wkładanie grochu, ziaren, sezamu, fasoli, koralików do małych pojemników
To prawie to samo, co punkt pierwszy, jednak tutaj na przedzie wyłania się wstęp do przesypywania, z tymże to takie jeszcze nieudolne operowanie łyżeczką przeważnie powoduje frustrację (no, kiedyś ogarnie).
3. Przesypywanie/transferowanie
Tak, ciągle o tym piszę. Ale fascynacja nie mija. Ani moja nad genialnością tej zabawy, ani Dwulatków i Półtoraroczniaków. Cały czas jest to Nasz top of de top namber łan forewer end ewer. Nie wszystkie dzieci potrafią się skupić przy tej zabawie. Ledwie kilka minut. Natomiast większość dzieci przepada na godziny. Ostatnio mojemu Nowemu Towarzyszowi Zabaw (chłopiec ma rok i sześć miesięcy) przesypywanie zajęło 2 godziny i 15 minut. Nie przerywałam. Nie wiem o co chodzi. Jaka tam półkula pracuje mózgu, jakie tam synapsy, neurony co tam jeszcze się łączy. Słyszę po oddechu dziecka, że cała czacha dymi, wszystko tam w głowie paruje, trybi. No, nie mam serca przerywać.
Wpadła mi w ręce. Przypadkiem na zakupach w Pepco. Oczywiście nie wiedziałam jeszcze co to za gra i czy fajna, ale kosztowała zaledwie dychę no i miała ciekawą grafikę. Taką mam słabość, że pierwej sugeruję się grafiką niżeli samą zawartością. A zawsze można z tych elementów potem stworzyć albo własną grę na własnych zasadach, albo kategoryzację i inne zabawy. Także, wzięłam!
Gra okazała się zaskakującą wciągająca. Czterolatek (prawie) wciągnął się i zagrał z Nami trzy partyjki. Przy trzeciej już szalał ale i tak podziw za skupienie i zaangażowanie.
Gra polega na tym, że lądujemy na kurzej fermie, hodujemy kury, kurczaki, zbieramy jajka. Staramy się bronić je przed ptasią grypą, przed biedą a także przed przebiegłym lisem! Lis robi tutaj największą furorę wśród dzieci, no bo przychodzi i poluje na kury... wiadomo. Żeby się ustrzec przed lisem, hodowca może sprzedać swoje kury i kupić koguta, który swym koguczym trelem ostrzega hodowcę przed lisem. Ten z hodowców, który pierwszy ułoży na grzędach w kurniku swoje dziewięć kur, wygrywa.
Gra ma jeden minus, jest bardzo losowa. Wszystko opiera się na rzucie kostką. Jedyne poczucie, że sterujesz swoją hodowlą to jest moment kiedy podejmiesz decyzję kiedy chcesz sprzedać jaja, albo kiedy kurczaki zamienić na kury. Bo może się trafić tak, że dopadnie Cię ptasia grypa, albo lis i wtedy tracisz prawie wszystko.
Nie możesz też nikomu zrobić psikusa, ani utrudnić Mu wygranej ;) Ale czterolatki nie kumają czaczy w przeszkadzaniu, jeszcze, więc na razie cieszymy się zbieraniem jaj, hodowlą kur i chronieniem kur przed lisem!
Gra okazała się zaskakującą wciągająca. Czterolatek (prawie) wciągnął się i zagrał z Nami trzy partyjki. Przy trzeciej już szalał ale i tak podziw za skupienie i zaangażowanie.
Gra polega na tym, że lądujemy na kurzej fermie, hodujemy kury, kurczaki, zbieramy jajka. Staramy się bronić je przed ptasią grypą, przed biedą a także przed przebiegłym lisem! Lis robi tutaj największą furorę wśród dzieci, no bo przychodzi i poluje na kury... wiadomo. Żeby się ustrzec przed lisem, hodowca może sprzedać swoje kury i kupić koguta, który swym koguczym trelem ostrzega hodowcę przed lisem. Ten z hodowców, który pierwszy ułoży na grzędach w kurniku swoje dziewięć kur, wygrywa.
Gra ma jeden minus, jest bardzo losowa. Wszystko opiera się na rzucie kostką. Jedyne poczucie, że sterujesz swoją hodowlą to jest moment kiedy podejmiesz decyzję kiedy chcesz sprzedać jaja, albo kiedy kurczaki zamienić na kury. Bo może się trafić tak, że dopadnie Cię ptasia grypa, albo lis i wtedy tracisz prawie wszystko.
Nie możesz też nikomu zrobić psikusa, ani utrudnić Mu wygranej ;) Ale czterolatki nie kumają czaczy w przeszkadzaniu, jeszcze, więc na razie cieszymy się zbieraniem jaj, hodowlą kur i chronieniem kur przed lisem!
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)